
Dochodowe Studio Graficzne
Cześć Dziewczyno! Zapraszamy Cię do wysłuchania podcastu Dochodowe Studio Graficzne, w którym znajdziesz inspirację, wiedzę i motywację do tego, by budować studio graficzne swoich marzeń. O wzlotach i upadkach własnego biznesu kreatywnego opowiemy Ci my, Karla i Ania, czyli graficzki, założycielki studio SHABLON, strateżki komunikacji, edukatorki i twórczynie jedynego w Polsce kursu o prowadzeniu własnej działalności graficznej. W każdym odcinku podcastu czekają na Ciebie wskazówki, jak działać w zrównoważony sposób w biznesie kreatywnym, by czerpać ze swojej pracy maksimum satysfakcji, omijać pułapki w komunikacji z klientami i nie dać się złapać wypaleniu zawodowemu. Bo jesteśmy przekonane, że zasługujesz na biznes, które daje Ci siłę, byś mogła robić to, co kochasz najbardziej, na markę, która przyciąga wymarzonych klientów i na współprace, które przynoszą Ci autentyczną radość i głębokie poczucie spełnienia. Złap kubek kawy lub kieliszek orzeźwiającego prosecco i dołącz do nas w kolejnym odcinku podcastu Dochodowe Studio Graficzne. A w międzyczasie koniecznie wpadnij na naszego bloga dla graficzek.
Dochodowe Studio Graficzne
#2.05 Jak zarabiać na grafikach i ilustracji? – Rozmowa z Magdą Chołaścińską aka atogrzywa
Wyślij do nas wiadomość, zadaj pytanie
Zastanawiasz się, jak zarabiać na grafikach i ilustracjach? W tym odcinku gościmy Magdę Chołaścińską znaną jako atogrzywa: ilustratorkę, która z powodzeniem przekształciła swoją pasję w dochodowy biznes. Magda dzieli się swoją drogą od architektury do ilustracji, pokazując jak zbudowała rozpoznawalny styl i zróżnicowane źródła dochodu. Dowiesz się, jak wygląda proces tworzenia ilustracji na zamówienie, współpraca z dużymi markami oraz jak stworzyć własne produkty, które sprzedają się same.
Niezależnie czy dopiero zaczynasz, czy szukasz sposobów na rozwój swojego studia ilustracji, ten odcinek dostarczy Ci praktycznych wskazówek, jak zarabiać na swojej kreatywności. Posłuchaj i przekonaj się, że ilustracja może być nie tylko pasją, ale też dochodowym biznesem!
W odcinku wspominamy:
- Tutaj znajdziesz profil atogrzywa na Instagramie, a tutaj stronę www Magdy.
- Pozostałe profile atogrzywa: LinkedIn, Facebook, TikTok.
Jak zarabiać na grafikach i ilustracji – rozmowa z Magdą Chołaścińską aka atogrzywa
K | A: Witamy Was serdecznie w kolejnym odcinku podcastu Dochodowe Studio Graficzne. Z tej strony Ania i Karla. Dzisiaj w naszym studio gości Magda Chołaścińska, znana jako atogrzywa, ilustratorka i graficzka. Cześć, Magda!
M; Cześć, dziewczyny! Bardzo miło Was widzieć.
K | A: Super, że dołączyłaś do naszego odcinka. W dwóch słowach dla słuchaczy – Magda tworzy wyjątkowe ilustracje. Bardzo się cieszymy, że zgodziła się wystąpić w naszym odcinku, bo do tej pory faktycznie w naszym podcaście nie mówiłyśmy zbyt wiele o tematach typowo ilustratorskich. A wiemy, że jest sporo dziewczyn, które ilustracjami również się zajmują i wiele z nich słucha naszego podcastu, więc to jest trochę ukłon właśnie w Waszą stronę, dziewczyny.
Dzisiaj porozmawiamy o drodze Magdy, o tym, jak wygląda jej praca na co dzień. Będziemy też rozmawiać o ilustracjach na zamówienie i o charakterystycznym stylu, który Magda wypracowała. Jest bardzo rozpoznawalny – tak przynajmniej nam się wydaje. Nas właśnie ten styl Magdy przyciągnął. Poznałyśmy się w internecie. Kiedy Karla po raz pierwszy zobaczyła ilustrowane portrety, które tworzy Magda, powiedziała: Boże, musimy zrobić jakiś projekt! Nie wiem jaki, nie wiem dla kogo, nie wiem po co, ale musi się w nim znaleźć ilustracja od Magdy! I rzeczywiście, niedługo później zgłosiła się do nas klientka, lektorka języka angielskiego. Od razu pomyślałyśmy, że ma idealny vibe, który świetnie się tutaj wpasuje. Magda, czy pamiętasz to zapytanie?
M: Oczywiście pamiętam i super wspominam naszą współpracę. Było bardzo fajnie.
Od rysunku postaci do własnej działalności – droga Magdy do ilustracji
K | A: Od tego się wszystko zaczęło, prawda? To był taki pierwszy impuls. Pamiętamy, że wtedy byłaś w samym centrum tego trendu na ilustracje portretowe – dodawałaś mnóstwo świetnych detali, przemycałaś smaczki związane z charakterem marki czy osobowością klientki. Jak to się zaczęło? Skąd pomysł na ilustracje w Twoim życiu?
M: To jest dość długa historia, bo początek wcale nie był oczywisty. Wszystko zaczęło się już dawno temu, jeszcze podczas przygotowań do studiów. Studiowałam architekturę, a za moich czasów, żeby się na nią dostać, trzeba było zdawać egzaminy z rysunku. Uczestniczyłam wtedy w kursie przygotowawczym i właśnie tam, można powiedzieć, że zakochałam się w rysowaniu ludzi. Rysowaliśmy postacie, robiliśmy pierwsze portrety. Mam wrażenie, że w dzieciństwie każdy w pewien sposób rysuje. Ja byłam kreatywnym dzieckiem, lubiłam to. Poza tym moja mama jest kreatywną osobą, jest architektką, więc w naszym domu sztuka i rysowanie zawsze były obecne. Jednak to właśnie podczas tego kursu po raz pierwszy poczułam, że rysowanie daje mi niesamowicie pozytywne emocje, taki fajny dreszczyk ekscytacji. Mimo to podążałam obraną ścieżką. Mam wrażenie, że to były trochę takie czasy, w których miałam poczucie, że muszę mieć konkretny zawód. Bycie architektem kojarzyło mi się właśnie z konkretnym zawodem, ale jednocześnie miało artystyczne podłoże. Patrząc na to, czym zajmowała się moja mama, wydawało mi się, że to może być fajny balans w tym, co mnie interesuje.
K | A: Z jednej strony jest to zawód artystyczny, ale jednak konkret. Jakaś stabilizacja. Nie rysowniczka czy ilustratorka, tylko architekt – coś jest w tym takiego konkretnego. M: Tak. I też wiadomo, czasy moich studiów to jeszcze były czasy bez social mediów, bez tego wszystkiego, co dzieje się teraz. Podczas studiów sama zaczęłam uczyć rysunku kandydatów, którzy chcieli dostać się na architekturę, więc ten rysunek cały czas gdzieś się przewijał. Pod koniec studiów wyjechałam na rok na Erasmusa do Kopenhagi, gdzie zrobiłam też drugi dyplom. Muszę powiedzieć, że jestem zdecydowanym przykładem na to, że podróże otwierają człowieka, poszerzają horyzonty. Tamten wyjazd otworzył mi oczy – zobaczyłam, że jest cały świat grafiki i ilustracji, który bardzo mnie interesował, wciągnął i nagle zaczął jawić się jako coś bardziej konkretnego, czym mogłabym się zająć. Dzięki temu już na studiach zaczęłam próbować swoich sił w projektach – nie architektonicznych, ale graficznych i ilustracyjnych czy też dla znajomych. Muszę przyznać, że to dawało mi uczucia, których nie doświadczałam przy projektowaniu przestrzeni, wnętrz czy brył.
Z agencji reklamowej do własnej marki, czyli jak poznać realia pracy z klientem
Po studiach dałam sobie szansę i zaczęłam pracować w zawodzie, w biurach architektonicznych. Ale muszę przyznać, że jestem osobą, która – jeśli coś gdzieś zaczyna uwierać, coś jest nie tak – nie ma oporu, żeby podjąć konkretne kroki. Miałam już wtedy trochę zgromadzonych projektów graficznych i własnych rysunków, więc stwierdziłam: Kiedy, jak nie teraz? Złożyłam to wszystko w konkretne portfolio i spróbowałam swoich sił w kierunku, który wydawał mi się dobrym krokiem – zaczęłam szukać pracy jako grafik kreatywny. Rozejrzałam się, jakie mam perspektywy w moim mieście – jestem ze Szczecina – i udało się znaleźć taką pracę. Rzuciłam etat architekta i zaczęłam pracę jako graficzka kreatywna w agencji reklamowej. Uznałam, że skoro daje mi to tyle satysfakcji i pozytywnych emocji, to nie widzę sensu w tym, żeby tylko dlatego, że skończyłam dane studia, iść przez całe życie w tym kierunku. Trzeba działać i doprowadzić tę zmianę do skutku. Stąd powstał ten plan. Pomyślałam, że warto poznać ten zawód od konkretnej strony: jak wygląda współpraca z klientem, który przychodzi ze zleceniem graficznym, jak z nim rozmawiać, co trzeba przygotować, jakie są formalności. Uznałam, że najłatwiej będzie się tego nauczyć w praktyce, od innych.
Tak wyglądały moje początki – jedna agencja, potem druga. Zaczęłam stawiać pierwsze kroki, czułam się coraz pewniej. W międzyczasie, poza etatem, gromadziłam też własnych klientów i realizowałam zlecenia. W pewnym momencie ta działalność pozaetatowa urosła na tyle, że zaczęła być równoważna z etatem. Pracy zrobiło się dużo i wtedy zdecydowałam, że to ten moment – przenoszę wszystko na jedną kartę i działam już na własnej działalności. I tak jestem do teraz.
K | A: Piękna historia. Zaciekawił nas ten moment, kiedy powiedziałaś, że wybrałaś się na etat do agencji, bo chciałaś zobaczyć, jak wyglądają te bardziej praktyczne aspekty współpracy z klientem. Czy na tym etapie miałaś takie zderzenie z rzeczywistością na zasadzie: O kurczę, to nie będzie tylko to piękne, satysfakcjonujące rysowanie, ale też masa innych rzeczy? Czy raczej było tak: Okej, dam radę, ogarnę to sobie i będzie to jakoś komplementarne do tego, czym się zajmuję?
M: Na pewno było we mnie mnóstwo ekscytacji, że mogę robić to, co uwielbiam i że to jest moja praca. To tak bardzo mnie napędzało, że miałam wręcz euforyczne podejście do wszystkiego. Ważne było też to, że w obu agencjach reklamowych, w których pracowałam, role były podzielone między różne osoby. Był project manager, a ja jako grafik kreatywny zajmowałam się tylko tą kreatywną częścią. Później osoba z DTP przygotowywała rzeczy do druku. To jeszcze nie dało mi pełnego obrazu tego, co czekało mnie później. Ale kiedy zaczęłam przyjmować pierwsze zlecenia już jako indywidualna jednostka, jako niezależny grafik, wtedy zrozumiałam, że wszystko, co robiłam tam, teraz będę robić sama, po prostu ja jedna.
Jak zarabiać na grafikach, nie rezygnując z siebie?
K | A: Pod swoim nazwiskiem. Czyli na początku tej własnej drogi pojawiły się jednak pewne wyzwania. Były momenty, kiedy poczułaś, że tej pracy jest naprawdę dużo, że dzieje się sporo i że jest wiele frontów do zaopiekowania. Jakie były największe wyzwania, z którymi się wtedy spotkałaś – już jako osoba pracująca pod własnym nazwiskiem?
K | A: Na pewno trzeba było to sobie wszystko zorganizować. Oprócz prowadzenia projektów i wykonywania samych projektów nie można zapominać o całej stronie marketingowej. Social media są nieodłączną częścią tego, co robię, więc obecność na różnych platformach to kolejna część pracy, którą trzeba wykonać. Skupiając się na projekcie dla jednego klienta, nie można zapominać, że kolejnych klientów już trzeba do siebie przyciągać. Trzeba działać wielotorowo i to na pewno było wyzwaniem. Chociaż muszę przyznać, że na starcie ta ekscytacja, że robię to, co chciałam, że jestem sama sobie szefem – to wszystko bardzo mnie napędzało. Trochę czułam się jak w grze komputerowej, gdzie zdobywam kolejne levele i mówię: O, to się udało, to się udało!
K | A: Tu jakiś bonus, tu jakieś przyspieszenie, haha!
M: Dokładnie. To był okres, który wspominam naprawdę super. Zdecydowanie myślę, że większym wyzwaniem jest to, aby na tym rynku utrzymywać się przez lata i tę euforię ciągle w jakiś sposób podgrzewać w sobie. Albo nawet nie euforię, ale te pozytywne emocje. Już prowadzę swoją działalność od siedmiu lat, więc to już kawałek czasu. Wiadomo, że człowiek nie jest w stanie przez tyle lat utrzymywać tylko pozytywnego nastawienia. Bywa lepiej, bywa gorzej. Dlatego to, żeby się nie poddawać przez te lata, myślę, że jest chyba największym wyzwaniem.
K | A: Podpisujemy się pod tym. Bardzo fajnie też, że podkreśliłaś, jak ważne było to nastawienie już na samym początku. Myślę, że osoby, które wchodzą teraz na rynek, mają trochę inne warunki startowe. Jest wszystkiego więcej i ten początek bywa trochę bardziej opresyjny. Dlatego to, żeby mieć pozytywne nastawienie, żeby się rozkręcać i dać się temu trochę ponieść jest bardzo ważne. Szczególnie dzisiaj, kiedy tych bodźców jest więcej i trzeba sobie radzić z różnymi myślami, blokerami. Pozytywne nastawienie naprawdę wtedy pomaga.
M: Tak, zgadzam się.
K | A: Czyli swoją działalność prowadzisz już 7 lat. Szacunek, gratulacje i brawa dla Ciebie!
M: Dziękuję bardzo!
K | A: Doceniajmy te momenty, bo we własnej działalności nikt inny tego za nas nie zrobi. Trzeba samemu siebie docenić, zauważyć, że robi się dobrą robotę.
Czy w tym czasie były w Twojej pracy momenty przełomowe? Takie, w których poczułaś, że coś się zmienia? Albo wręcz przeciwnie, momenty mielizn, kiedy pomyślałaś, że musisz pójść w inną stronę, wprowadzić coś nowego, żeby znów pobudzić tę ekscytację?
M: Takich ogromnych przełomów może nie było, ale na pewno jednym z ważniejszych momentów było dla mnie przejście na rysowanie cyfrowe. Z łączenia techniki analogowo-cyfrowej przeszłam na całkowicie cyfrową i w tym się naprawdę odnalazłam. Poczułam, że wskoczyłam na właściwe miejsce. Bardzo to polubiłam, a ten krok mocno zdeterminował mój styl oraz to, w czym się dobrze czuję, jak wygląda moja twórczość. Odkrycie własnej techniki to był zdecydowanie przełom. Muszę też powiedzieć, że dużym momentem było otwarcie mojego sklepu z autorskimi plakatami i kalendarzem. Kalendarz wydaję raz do roku, a nowe plakaty pojawiają się co jakiś czas.
K | A: Jesteśmy dumnymi posiadaczkami i pocztówek. Mamy też girlbossowy plakat – girlbosskę od Magdy! Serdecznie polecamy, zajrzyjcie na sklepik. Wspierajmy! Link zostawimy w opisie odcinka. Mówisz, że kalendarz wydajesz tylko raz do roku, ale na pewno pracujesz nad nim przez dużą część roku.
M: Pracuję nad nim zdecydowanie dłużej. Dlatego właśnie sklep był dla mnie dużym krokiem milowym, bo mobilizuje mnie do tworzenia własnych rzeczy, niezwiązanych ze zleceniami. A to jest, moim zdaniem, bardzo ważne, żeby tego nie zatracić. Łatwo jest dać się pochłonąć pracy dla klientów i nie mieć już ani czasu, ani zapału do tego, żeby je tworzyć. Sklep mnie do tego mobilizuje. To chyba były te większe wydarzenia. Myślę, że mniejsze i większe przełomy czy pomysły pojawiają się z czasem. Wprowadzamy zmiany, ulepszenia, reagujemy na potrzeby klientów, rynku czy na zmieniające się sposoby promowania się. Ta elastyczność jest potrzebna cały czas, żeby dopasowywać się do tego, co w danej chwili jest potrzebne.
Sklep, kalendarze i portrety, czyli dywersyfikacja w praktyce
K | A: Właśnie, fajnie słuchasz klientów – to widać. Pamiętamy, że z portretami tak było, że w pewnym momencie opanowały internety. To, że słuchasz i potrafiłaś stworzyć ofertę odpowiadającą bezpośrednio na pojawiające się potrzeby rynku, było bardzo mądrym, biznesowym krokiem. Może nie był to krok w pełni świadomy – wiadomo, nie zawsze wszystko planujemy w najdrobniejszych szczegółach – ale pokazuje to, że jako ilustratorka potrafisz wyjść poza ramy postrzegania ilustracji wyłącznie jako ekspresji twórczej. Można faktycznie dopasować ilustrację do potrzeb rynkowych – do tego, co jest trochę w trendach, ale też do tego, czego zaczynają potrzebować Twoje grupy docelowe. Bo u Ciebie widać, że one się przenikają. To nie jest tak, że masz jedną, ściśle określoną grupę – na przykład tylko przedsiębiorcze babki, chociaż my się do tej grupy zaliczamy! Masz też współprace z osobami indywidualnymi, które zamawiają u Ciebie portrety na różne okazje, uroczystości. Przynajmniej tak było, a czy nadal tak jest?
M: Tak, cały czas tak jest. Może wynika to też z mojej natury, że potrzebuję zmienności, potrzebuję różnych bodźców. Myślę, że to właśnie jest tą rzeczą, która pomaga mi podtrzymywać ekscytację, emocje i to nieustannie pozytywne nastawienie do pracy. Wszystko mieści się w ramach mojego stylu, mojej estetyki, natomiast projekty są różne i ta dywersyfikacja w jakiś sposób towarzyszy mi od początku. Myślę, że fajne jest to, że mogę tym balansować w ramach tego, co sama czuję, że w danym momencie jest mi potrzebne i tam, gdzie czuję, że mój wyraz będzie najbardziej zgodny z daną chwilą. Czasami jest więcej ilustracji osób indywidualnych. Są to spokojniejsze realizacje, bardziej związane z pozytywnymi emocjami, z uroczystościami. A czasami pojawia się większe tempo, więcej graficznej pracy, więcej dynamiki. Cieszę się, że mogę sobie tym tak balansować.
K | A: Właśnie. Współpraca z markami ma trochę większy ciężar gatunkowy niż ta indywidualna. A te pozytywne emocje, na przykład pary młodej, którą ilustrujesz, na pewno się udzielają, kiedy poznajesz ich historię. I malujesz ich mapkę – mapkę ich podróży do punktu, w którym są dzisiaj. To jest bardzo fajne. Karla, jako totalnie nieuzdolniona ilustracyjnie osoba, zawsze podziwia te detale. I myśli sobie: Kurczę, jak ona to fajnie zrobiła! Twój styl, tak jak powiedziałaś, idzie za tobą. Nieważne, do której grupy docelowej zwracasz się w danym momencie, styl jest absolutnie Twoim wyróżnikiem.
Jak ten styl powstał? Czy masz przepis na to, jak wypracować swój styl? Czy to się dzieje przypadkiem, przy okazji? Czy to są długie godziny dłubania? Jakbyś mogła powiedzieć dziewczynom, które teraz się przymierzają do tego kroku – czy to była bardziej konsekwencja, działanie celowe? Czy raczej to się zadziało gdzieś po drodze, przypadkiem?
M: Kiedy myślę o swoim stylu i patrzę na swoje prace na przestrzeni lat, mam wrażenie, że to po prostu w jakiś sposób jest spójne ze mną jako osobą. Z tym, czego w danej chwili doświadczam, gdzie jestem, co mam dookoła siebie. Jak sobie przypomnę czas, kiedy jeszcze rysowałam wszystko ręcznie, to był to styl bardziej minimalistyczny, linearny, ograniczony kolorystycznie, oparty na konkretnej palecie. Teraz mam wrażenie, że tych kolorów jest jeszcze więcej. Niektóre elementy czy detale, ograniczyłam, inne bardziej wyeksponowałam. Sposób, w jaki rysuję, jest dość podobny, natomiast detale i to, jak ten styl ewoluuje, są bardzo bezpośrednio związane z tym, gdzie jestem i czego doświadczam.
Jestem też osobą, która dużo chłonie z tego, co jest wokół niej i to bardzo na mnie wpływa. Dużo rzeczy oglądam, lubię podróżować, obserwować, poznawać innych ludzi. Nie ukrywam, że lubię też modę, jedzenie i wnętrza. To wszystko w jakiś sposób układa mi się w głowie jak puzzle. Ciężko to zdefiniować, ale przychodzi taki moment, kiedy czuję, że muszę spróbować zrobić coś trochę inaczej. I wtedy zaczynam element po elemencie wprowadzać małe modyfikacje. Kiedy dobrze się z tym czuję i jest to coś, co zaczyna wchodzić mi w nawyk, to kontynuuję. Potem przychodzi kolejna fala i to się zmienia.
K | A: Czyli przychodzą takie momenty, że czujesz potrzebę reinwencji. Chcesz zmienić swój sposób projektowania czy rysowania i tak jak mówisz, to cały czas pozostaje w zgodzie z Tobą. To jest właściwie taka ewolucja. Ty się rozwijasz i ten styl ewoluuje razem z Tobą.
Jeszcze chciałybyśmy podkreślić, że w tym, co Magda powiedziała, nigdzie nie padło, że siedzi i scrolluje, oglądając prace innych. Ta inspiracja przychodzi z zewnątrz, ale w takim prawdziwym sensie. Od ludzi poznawanych na żywo, z podróży, z dobrego jedzonka. Modowo też jeszcze do tego dojdziemy, bo mamy wrażenie, że postacie, które rysujesz, mają w sobie coś z Twojego stylu ubierania się – który, swoją drogą, jest bardzo charakterystyczny. Outfit of the day, który pokazujesz w socialach, to już znana sprawa i trzeba podglądać! Ale właśnie to, że ta inspiracja nie pochodzi z ekranu, jest bardzo ważne. Żeby nie skupiać się na tym, że muszę iść na kurs, muszę wypracować konkretny, jeden wyrazisty styl. Bo to jest proces.
M: Można to trochę przyrównać do ubierania się. Jeśli mamy swój styl osobisty, to nawet gdy w danym momencie panuje jakaś moda, na przykład panterka, to nie kierujemy się tym tak, żeby wyglądać jak manekin ze sklepu ubrany w konkretny trend. Jesteśmy w stanie coś z tego trendu uszczknąć, żeby nadal być na czasie, inspirować się tym, co jest aktualnie popularne czy modne. Ale nie jesteśmy takimi kopiuj-wklej osobami ślepo podążającymi za danym trendem. Warto mieć swój core, swój wypracowany styl, żeby potem móc nim lekko żonglować, ale nie zmieniać go całkowicie z sezonu na sezon.
K | A: A czy korzystałaś w trakcie swojego rozwoju z takich popularnych wyzwań? Na przykład na Instagramie – narysuj daną ilustrację, ale w swoim stylu. Czy robiłaś podejście do czegoś takiego? I czy dało Ci to jakąś korzyść? Czy mogło to pomóc zaistnieć w socialach, czy może zupełnie nie miało wpływu? A może w ogóle nie brałaś udziału? Zacznijmy od tego.
M: Brałam kiedyś udział. Chyba raz albo dwa – już nie pamiętam, ale szczerze mówiąc, to było tak bardziej dla zabawy.
K | A: Dla frajdy.
M: Tak, robiłam to dla frajdy i chciałam zinterpretować coś po swojemu. To jest na pewno fajne, żeby poczuć się częścią społeczności, powymieniać się uwagami albo miłymi komentarzami z innymi ilustratorami i ilustratorkami. Bardziej potraktowałam to jako zabawę. To też fajna okazja do obserwacji, jakie style są wśród innych, jak ludzie rysują, jak bardzo to się różni, na co kto wpadł. To podejście innych ilustratorów do tego samego tematu może być inspirujące. Czasem to zupełnie inny punkt widzenia, inne spojrzenie niż nasze.
K | A: Inna interpretacja. Nie po to, żeby komuś ten styl podbierać, ale żeby popatrzeć, jak ktoś zinterpretował dane zadanie.
Mówiłaś, że trochę żonglujesz tymi zleceniami, rodzajami projektów – że raz tych jest mniej, raz tych więcej. Patrząc w skali roku, czy jest jakiś rodzaj projektów, który wybija się na pierwsze miejsce? Czy najwięcej jest tych zleceń indywidualnych? Czy to są głównie portrety, czy mapki? Bo robisz też brandingi, prawda?
M: Zdarza się. Muszę przyznać, że wszystko jest bardzo wyrównane. Naprawdę nie jestem w stanie wyróżnić jednej dziedziny, bo to wszystko jest bardzo płynne. Mam wrażenie, że to też plus dywersyfikacji działań. Jeśli trafia się sezon martwy albo moment, w którym w jednej dziedzinie brakuje zleceń, to często druga akurat jest w jakimś piku. Dzięki temu można uniknąć całkowicie martwego okresu, który mógłby wprowadzić w dołek i podkopać nasze poczucie wartości czy pewność do tego, co robimy – kiedy nic się nie dzieje, nie ma zapytań ani projektów. To jest właśnie ten plus, że można balansować między jednym a drugim.
K | A: Czy jest jakiś projekt, który wspominasz szczególnie dobrze? Taki, który zapadł Ci w pamięć? Może był jakoś kreatywnie wymagający albo pozwolił Ci dobrze pokazać to, co lubisz najbardziej robić. Czy coś takiego przychodzi Ci na myśl od razu?
M: Myślę, że na pewno mam jeden projekt, który szczególnie zapadł mi w pamięć. Robiłam go dwa lata z rzędu i było to dla mnie ogromne wyzwanie, bo zazwyczaj projekty, które wykonuję, nie trwają wiele miesięcy – raczej kilka tygodni. A tutaj pracowałam nad nim wiele miesięcy. Co więcej, klient nie był z Polski. To był koncert wydawniczy z siedzibą w Berlinie, więc wszystkie rozmowy i spotkania odbywały się po angielsku, co, przynajmniej dla mnie, zawsze jest stresorem. Moim zadaniem było stworzenie oprawy graficznej rozdania nagród i całego wydarzenia, a także portretów wszystkich nominowanych osób, które później były wręczane jako nagrody. Praca trwała wiele miesięcy. Było dużo spotkań, sporo feedbacku, mnóstwo pracy i współpracy z innymi. Później odczułam niesamowitą satysfakcję. Takie poczucie spełnienia, że dałam radę. Kiedy zobaczyłam, że to wszystko działa, że wydarzenie doszło do skutku, a moje projekty są głównym elementem oprawy. A samo to, że rok później znów się do mnie zwrócili z tym samym zleceniem, odebrałam jako ogromny komplement. Powracający, zadowolony klient to jest ewidentny komplement i świadczy o zadowoleniu. To dało mi ogromnego powera, takiego kopa i dużą satysfakcję.
K | A: Super. Na pewno to, że cała oprawa była widoczna na tym wydarzeniu, musiało zrobić na Tobie niesamowite wrażenie. Że Twój strzał jest wszędzie i że to nie jedna ilustracja, tylko imersja w świecie atogrzywy. Gratulujemy! To naprawdę duże osiągnięcie.
M: Dziękuję!
K | A: Wspominałaś, że były spotkania, dużo współpracy, ale to był naprawdę rozbudowany projekt. A kiedy pracujesz z marką lokalną, polską, niezbyt międzynarodową czy rozbudowaną – a pewnie to właśnie przypadek wielu klientów naszych słuchaczek – to czy mogłabyś opowiedzieć, jak wygląda wtedy proces ilustracyjny? Jakie są etapy, ile to mniej więcej trwa? Czy to jest mocno wielostopniowa współpraca, czy może wszystko przebiega nieco prościej? Jak wygląda cały ten proces z Twojej strony? Jak komunikujesz się z klientem?
M: Zawsze zachowuję lekką elastyczność, ponieważ – jak nauczyłam się przez te lata – każdy klient jest trochę inny. Są osoby bardziej mailowe, inne preferują rozmowy telefoniczne albo spotkania online, twarzą w twarz. Tutaj potrafię się dostosować. Natomiast jeśli chodzi o schemat działania, punkt po punkcie, to zazwyczaj wygląda to bardzo podobnie. Kiedy dostaję zapytanie, wszystko zależy od tego, czy klient ma już sprecyzowany brief. Często zdarza się, że brief nie jest za bardzo sprecyzowany albo jest dosyć ramowy, więc staram się już na początku zadać jak najwięcej pytań, żeby zorientować się, o co tak naprawdę chodzi. Bo często coś na początku wygląda inaczej, a gdy zaczynamy drążyć, okazuje się, że potrzeba jest zupełnie inna. Dlatego warto dokładnie ustalić, na czym będzie polegało zadanie i cały projekt – zasady współpracy, wycenę i ramy czasowe. Te ramy czasowe w moim przypadku zależą przede wszystkim od dwóch czynników. Tego, czy w danej chwili tych projektów jest w toku bardzo dużo, bo wtedy musimy zaplanować projekt na późniejszy termin. Jeżeli jest to seria ilustracji, to też będzie to trwało dłużej niż pojedyncze, mniejsze ilustracje. Dostosowujemy to do danej osoby.
Kiedy wszystko jest już ustalone, przechodzimy do etapu umowy. Zawsze pobieram zaliczkę albo rozliczam się z góry, w zależności od skali projektu i od tego, na co się umówimy. Po formalnościach, po ustaleniu tego co jest potrzebne, przychodzi czas na moją pracę. Często zaczynam od moodboardów i delikatnych szkiców, które mają pokazać kierunek. Pozwalają nam się zorientować, w którą stronę iść, jaka paleta kolorów odpowiada klientowi. Często klienci nie mają jeszcze ustalonej kolorystyki swojej marki, więc musimy tę paletę ustalić. Kiedy te detale i ogólny zamysł są już uzgodnione, przychodzi czas na moją pracę. Mam zasadę, że w trakcie pracy nie przesyłam podglądów ani etapów pośrednich. Robię to dlatego, że często eksperymentuję. Kiedy stworzę ilustrację, kolejnego dnia wracam do niej i czasem chcę coś poprawić, dać sobie nowe wyzwanie. Często najlepsze efekty osiągam wtedy, gdy po kilku dniach odwracam wszystko do góry nogami: zmieniam kolory z ciemnych na jasne, eksperymentuję. Staram się wyjść krok dalej niż to, co myślałam wcześniej.
K | A: W takiej sytuacji, kiedy wprowadzasz zmiany, a klient zobaczyłby próbkę, mógłby się do niej przywiązać. A ty potem wszystko zmieniasz. My w sumie robimy podobnie. Kiedy tworzymy coś bardziej rozbudowanego, też raczej nie udostępniamy próbek, bo to może niepotrzebnie skomplikować cały proces.
Miło, ale stanowczo, czyli dlaczego bycie ciepłą nie wyklucza profesjonalizmu
M: Jeśli jestem potem zadowolona z efektów jednej lub drugiej wersji, to czasem przedstawiam je jako opcje. Zdarza się, że właśnie ta druga okazuje się trafiona, a pierwsza nie. Kiedy już mam gotowy materiał – w zależności od tego, czy na przykład ustaliliśmy, że przygotuję jedną wersję, czy dwie do wyboru – przesyłam klientowi to, co przygotowałam. To wszystko zależy od naszych początkowych ustaleń. Co ważne, zawsze dodaję rozbudowany opis. Nigdy nie wysyłam samych zdjęć ilustracji, typu: Proszę, to jest moja odpowiedź. Staram się punkt po punkcie wytłumaczyć cały swój proces myślowy. Z doświadczenia wiem, że to naprawdę dużo daje – pokazanie historii, zamysłu, wyjaśnienie, co z czego wynika. Najczęściej opisuję to w mailu, żeby klient mógł spokojnie przeczytać, wrócić do tego, porównać, jeszcze raz spojrzeć. Wielokrotnie dostawałam feedback, że to bardzo dużo dało i było potrzebne. Dlatego zawsze dbam o to, żeby projekt był wyposażony również w tę część opisową. Później zaczyna się już albo ustalona runda lub rundy poprawek, albo – jeśli projekt trafia od razu w dziesiątkę – przygotowuję pliki na czysto i kończymy.
K | A: Zdarzają się tacy klienci, że trafiasz w punkt idealnie i nie ma żadnych uwag? W sumie to my byłyśmy takimi klientkami.
M: Właśnie muszę powiedzieć, że tak. Siedzą tu przede mną takie dwie!
K | A: To właśnie z nami dzisiaj jest autorka ilustracji, okładki naszego podcastu. Kiedy skończyłyśmy pracę z naszą pierwszą klientką, o której wspominałyśmy na początku, wszystko poszło super, a kontakt z Magdą był świetny. I ten entuzjazm! Nikt tak nie odpowiada jak Magda, z takim uśmiechem. Chociaż Cię nie widziałyśmy, bo dostałyśmy tylko maila, to czułyśmy z każdego zdania, że po drugiej stronie siedzisz Ty, uśmiechnięta, jak takie słoneczko. Zaczęłyśmy się zastanawiać: Kurczę, ale byłoby super, gdybyś mogła zrobić coś dla naszej marki. Kombinowałyśmy, kombinowałyśmy… aż przyszedł do nas pomysł nagrywania podcastu. I wtedy nie miałyśmy żadnych wątpliwości, kto powinien stworzyć okładkę. Wiedziałyśmy od razu, że chcemy się odezwać do Ciebie i o to poprosić. Taka jest historia okładki naszego podcastu.
Ale z początku kojarzyłyśmy Cię bardziej z indywidualnymi zleceniami, takimi jak personalizowane portrety. Teraz natomiast widzimy, że na swoich mediach społecznościowych coraz częściej dzielisz się realizacjami komercyjnymi – i to dla całkiem dużych firm. Jesteśmy ciekawe, jak wygląda z Twojej strony taka współpraca z firmami. Czym różni się projekt indywidualny od komercyjnego?
M: Właściwie sam projekt dotyczy czegoś innego, na przykład maluję portret na jakąś uroczystość, coś w prezencie dla kogoś bliskiego albo tworzę ilustrację dla jakiejś firmy na event czy cokolwiek innego. Są to różne rzeczy, ale nie wydaje mi się, żeby sam proces albo sposób współpracy z jednymi czy drugimi różnił się aż tak bardzo. W obu przypadkach po drugiej stronie jest człowiek i bardzo dużo zależy od tego, jaki mamy z tym człowiekiem flow, porozumienie i jak bardzo uda nam się sprawnie przeprowadzić cały proces. Zdarza się, że po stronie firmy są osoby, które nie są zbyt zdecydowane, nie potrafią sformułować krytyki albo wyrażają ją w sposób kąśliwy, czy też komunikacja nie przebiega płynnie. Sam fakt, że to firma, nie gwarantuje profesjonalizmu ani tego, że wszystko pójdzie etap po etapie jak z bajki. Bywa też tak, że współpracuję z osobą prywatną, która zamawia mapkę czy portret i okazuje się, że jest to dla mnie niesamowicie profesjonalne podejście, precyzyjne sformułowanie myśli, wymarzony klient czy klientka, a projekt idzie gładko. Właściwie wszystko zależy od człowieka, na którego się trafi i kto będzie po tej drugiej stronie. Nie widzę różnicy, czy to projekt komercyjny, czy indywidualny.
K | A: Czyli jeśli słuchają nas na przykład ilustratorki, które chciałyby zacząć pracować bardziej komercyjnie – mamy tu na myśli większe firmy – to nie ma się czego bać. Nie ma tu żadnej dodatkowej bariery, że trzeba być turbo profesjonalnym i chodzić w garsonce. To wszystko tak naprawdę zależy od osoby, z którą będą współpracować.
M: Tak, tak mi się wydaje.
K | A: Na pewno dużą częścią tego, jak klienci do Ciebie trafiają, jest to, jak prezentujesz się w internecie, jaki masz flow – choćby w tym, jak piszesz maile. Będziemy to pokazywać jako przykład w kursie Dochodowe Studio Graficzne. Chociaż pierwszy raz piszemy do Ciebie jako klientki, to już trochę Cię znamy. Widziałyśmy Twoje mega radosne stylówki, widziałyśmy też Twoją ścianę za Tobą w biurze. Dajesz się w ten sposób poznać i to bardzo fajnie o Tobie świadczy. Dzięki temu, kiedy już przychodzi co do czego, jest takie wrażenie, że już jest ta komitywa. Nie wiemy, jak często trafiasz na trudniejsze współprace, gdzie komunikacja nie idzie najlepiej, ale mamy wrażenie, że kiedy robimy ten pierwszy krok w postaci pokazania siebie w internecie, to później jest już chyba troszeczkę łatwiej, prawda?
M: Jest łatwiej, zdecydowanie. Wydaje mi się, że ten dystans wtedy się trochę skraca i osoba, która pisze, ma wrażenie, że w jakiś sposób już coś nas łączy albo że mamy podobne podejście, podobną estetykę. Czasem oczywiście trafiają mi się również trudni klienci i współpraca staje się wtedy sporym wyzwaniem. Ale tego chyba nie da się uniknąć. Nie może być cały czas tylko różowo. Często też może to wynikać z błędnej interpretacji mojej osoby przez drugą stronę. To, że jestem otwarta, skracam dystans, jestem pozytywnie nastawiona czy miła, nie oznacza, że to jakaś naiwność albo coś, co można wykorzystać. To nie jest słabość. To, że z sercem wychodzę do klienta, staram się traktować jako swoją siłę. Jeśli ktoś interpretuje to odwrotnie, wtedy taka współpraca rzeczywiście bywa sporym wyzwaniem.
K | A: Czyli chodzi Ci o taką sytuację, w której ktoś uznaje, że może Ci podyktować swoje warunki i narzucić sposób współpracy, tak? Przez to, że jesteś taka na luzie, mają nastawienie: Przecież się dopasujesz, przecież jesteś taka bezpośrednia. Chodź, zapraszamy Cię tutaj i zrobimy teraz tak i tak. Mniej więcej o taki sposób komunikacji Ci chodzi?
M: Trochę tak. Może to być podejście mało profesjonalne z tej drugiej strony. Jednak to, że jesteśmy dla siebie mili, otwarci i ciepli, nie wyklucza profesjonalizmu, który powinien być, bo to przecież jest praca. To jest praca i współpraca. Oczywiście możemy się lubić, być naprawdę w super relacji, ale mimo wszystko mamy podejście: klient i projektant, prawda? To jest moja praca, moje zajęcie, nie hobby, więc również podchodzę do tego jak do pracy.
K | A: Z klientami często komunikujemy się na „cześć” i piszemy do nich na „ty”. My bardzo często zwracamy się do klientek właśnie na „ty”, zamiast pisać: Dzień dobry, pani Magdaleno czy Witamy, pani Magdaleno. Jednak to, że używamy form bezpośrednich, nie znaczy, że można ignorować maile czy nie płacić na czas.
M: Dokładnie o to chodzi.
K | A: To jest tylko forma komunikacji, która po prostu jest spójna z tym, jak my pracujemy na co dzień i jakimi jesteśmy osobami. Myślę, że mamy podobny sposób postrzegania tego. Nam też zdarzyły się cięższe współprace, gdzie ludziom wydawało się, że skoro jesteśmy bezpośrednie i na luzie, to można to wykorzystać. Karla zawsze przypomina zasadę wychowania dzieci: Miło, ale stanowczo. Z uśmiechem, ale jednocześnie pilnować swoich granic. Jeśli my ich nie przypilnujemy, to potem będzie tylko gorzej. Mamy też w sobie coś takiego, że dość młodo wyglądamy. To często powoduje, że ludzie myślą: Zaraz, czy to będzie poważna rozmowa, czy będziemy stawiać babki z piasku? To też potrafi zrobić krecią robotę, ale wszystko da się wyprostować. Kwestia trafienia na właściwą osobę po drugiej stronie.
Rysuję dla siebie i dla klientów. I to się opłaca
Chciałybyśmy jeszcze zapytać, jeśli chodzi o większe projekty komercyjne, które realizowałaś, czy zauważyłaś, że któryś z nich bardzo podniósł Twoją rozpoznawalność? Czy dostrzegłaś jakąś zmianę?
M: Nie wiem, czy to zmiana, ale na pewno bardzo dużo osób zaczęło mnie kojarzyć, odkąd projektuję rzeczy dla Rolek w Toruniu i w Olsztynie. To są restauracje, dla których robiłam cały branding, wystrój i oprawę graficzną.
K | A: Ania ją zna, bo jest z Olsztyna. Zawsze, gdy jest w Olsztynie, chętnie tam wstępuje. Jej rodzice to uwielbiają, więc kiedy powiedziała im, że zna osobę, która to zaprojektowała, też się ucieszyli.
M: Strasznie miło mi to słyszeć. Ponieważ jest to projekt, który codziennie jest w użyciu, trafia do rąk ludzi i funkcjonuje nie tylko w przestrzeni Internetu, ale też fizycznie, miałam szansę dotrzeć do wielu osób. Dla mnie to ogromny komplement, gdy zwracają uwagę, że podoba im się to, co tam się znajduje. To taki projekt, który zdecydowanie dał mi dużo przyjemności z tego, że wiele osób go kojarzy. Wiadomo, to są też super miejsca i osoby, które prowadzą te restauracje – naprawdę ludzie z otwartą głową, kreatywni, więc współpraca to sama przyjemność. Myślę, że to też widać, bo nadajemy na tych samych falach. Ta współpraca układa się dobrze i na wszystkich polach wychodzi bardzo pozytywnie. Na pewno to projekt, który postrzegam pod tym pozytywnym kątem.
K | A: Super. Kiedy zadawałyśmy to pytanie, oczywiście wiedziałyśmy, że projektowałaś ten projekt, ale nie spodziewałyśmy się, że tak odpowiesz. On jest naprawdę super i bardzo wieloelementowy. Pokazuje, jak potrafisz pracować na wielu powierzchniach i obszarach. Być może na co dzień nie pracujesz na pudełkach, a tymczasem stworzyłaś naprawdę piękne pudełeczka.
M: Muszę powiedzieć, że to nawiązanie do mojej przeszłości agencyjnej, ponieważ zajmowałam się projektowaniem opakowań dla dużej sieci spożywczej. Miałam więc przez długi czas styczność z opakowaniami i różnego rodzaju etykietami. Dlatego bardzo się cieszyłam, że będę mogła w pełni zaprojektować swoje własne opakowania. Było w tym dużo frajdy, że mogłam stworzyć coś takiego.
K | A: Taki trochę powrót do korzeni. Teraz jest idealny moment, żeby zadać pytanie: wiedząc, gdzie jesteś teraz, co byś powiedziała sobie na początku, gdy zaczynałaś i otwierałaś swoją działalność gospodarczą?
M: Myślę, że te rzeczy są aktualne cały czas. To nie są tylko rzeczy, które chciałabym usłyszeć na początku, bo mam wrażenie, że nie zaczynamy, dochodząc do jakiegoś punktu przełomowego, po którym wszystko idzie już gładko i bez problemów. To byłoby super, ale niestety poziomy cały czas rosną, a bossowie, z którymi walczymy, są coraz bardziej napakowani. Te wnioski, które mam teraz w głowie, są więc ciągle aktualne. Najważniejsza rzecz dotyczy samooceny. Praca i to, co robimy, to jedno, a to, jakimi osobami jesteśmy, to drugie. Ktoś może skrytykować nasze projekty czy ilustracje albo napisać coś niemiłego, ale nie powinniśmy tego brać do siebie ani uważać, że się do tego nie nadajemy. To nie jest nic personalnego. Każdy ma różne gusta, różne poczucie estetyki, różne dni i frustracje. Warto więc oddzielić tę samoocenę od feedbacku, który dostajemy.
Kolejna rzecz, którą bym powiedziała to, że nie zawsze, jeśli w coś włożymy mnóstwo pracy, serca, zaangażowania i spędzimy nad tym dużo czasu, odniesiemy sukces. Czasem efekt przejdzie zupełnie bez echa, mimo że naprawdę daliśmy z siebie wszystko. Z drugiej strony zdarza się też, że wstaniemy rano, coś naszkicujemy, zrobimy bez większych przemyśleń, i stanie się to ogromnym przebojem dla nas, spodoba się innym i odniesie sukces. Nie można więc zakładać, że wszystko da się przewidzieć i że zawsze obowiązuje zasada przyczynowo-skutkowa. Na pewno powiedziałabym też, że warto zostawić w życiu miejsce na niespodzianki. Z mojego doświadczenia wynika, że warto myśleć pozytywnie i zostawić przestrzeń na pozytywne zaskoczenia, bo nie da się wszystkiego zaplanować czy kontrolować. Tak jak nie możemy w pełni przewidzieć, co okaże się sukcesem, a co porażką, tak też czasami te miłe rzeczy przychodzą z zaskoczenia i warto wierzyć, że one też się pojawiają.
K | A: To bardzo mądra myśl. Bo czasem, gdy te miłe rzeczy przychodzą z zaskoczenia i nie ma dla nich miejsca, to pojawia się takie lekkie rozczarowanie. One gdzieś nam umykają, są niezauważone, przechodzą bokiem. I wtedy zostajemy z takim poczuciem: No tak, znowu się nie udało albo Mogło być lepiej. A w tym wszystkim nie dostrzegłyśmy, że po drodze wydarzyło się coś naprawdę fajnego. Za szybko poleciałyśmy do przodu, do kolejnego zlecenia, do kolejnego trudnego tematu. Nie uczciłyśmy odpowiednio tego, co było fajne po drodze. To, co wydarzyło się tu i teraz. Jak chociażby to, że właśnie teraz siedzimy wspólnie we trójkę i nagrywamy ten odcinek. Z tego też warto się cieszyć, zamiast od razu myśleć o tym, że zaraz trzeba nagrywać kolejny. Naprawdę nie spodziewałyśmy się, że będziemy miały okazję spotkać się z Tobą właśnie u nas w podcaście.
M: Ja też, jako słuchaczka Waszego podcastu, poczułam się absolutnie szczęśliwa i wyróżniona, gdy mnie zaprosiłyście do rozmowy. Sama słucham zarówno pierwszego sezonu, jak i obecnych rozmów z różnymi dziewczynami, które prowadzicie. Za każdym razem bardzo do mnie trafiają. Dlatego, kiedy dostałam od Was zaproszenie, poczułam się przeszczęśliwa, że będę mogła być gościnią.
Jak zarabiać na grafikach i ilustracji w Polsce – czy to jest w ogóle możliwe?
K | A: Super. Nie wyobrażałyśmy sobie, że mogłoby Cię tutaj nie być. Jeszcze jedna rzecz, którą musimy powiedzieć – no bo jak nazywa się nasz podcast? Dochodowe Studio Graficzne. Chciałybyśmy więc, żebyś dmuchnęła naszym odbiorczyniom trochę w skrzydła. Czy da się jeszcze wyżyć z ilustracji w tym kraju? Czy da się w ogóle prowadzić działalność ilustracyjną i na tym zarabiać?
M: Tak, kochane, da się. Dziewczyny, da się! Tylko przede wszystkim – co mogłabym poradzić – liczcie wyceny, liczcie dochód. Matematyka, wszystko to się ze sobą łączy. Żeby żyć z ilustracji czy z projektowania, zasada jest podobna jak w każdej innej dziedzinie: trzeba przeliczyć to tak, żeby wyjść na plus. Nie po to, żeby tylko opłacić koszty stałe albo żeby żyć na głodowej racji i modlić się od pierwszego do pierwszego, żeby „jakoś to było”. Chodzi o to, żeby czerpać z pracy także finansową przyjemność i satysfakcję. Żeby ta praca była też elementem naszego życia, który pozwala nam to życie komfortowo i fajnie prowadzić. I żebyśmy mogli też spełniać swoje marzenia, pragnienia. To wszystko napędza nas również do dalszego działania, prawda? Ta satysfakcja finansowa.
K | A: Dokładnie. Jak mówiłyśmy o tym wcześniej, podróżujesz, realizujesz się kulturalnie w różnych dziedzinach. Męża też masz bardzo kulturalnego.
M: Mąż kazał się pozdrowić, także pozdrawiam męża.
K | A: Dziękujemy, wzajemnie! Też robi bardzo ciekawe rzeczy. Pojawia się czasem u Ciebie na Instagramie. Gratulujemy i męża w takim razie.
M: Dziękuję, dziękuję.
K | A: I tym samym, słuchajcie, przybijamy piątkę również ilustratorkom. Dziewczyny, nie martwcie się. Czasem dochodzą do nas głosy, że prowadząc studio graficzne, można zająć się strategią czy dodatkowymi elementami, które przynoszą dochód, a ktoś mówi: Jestem tylko skromną ilustratorką, robię typowo rysunkowe zlecenia – i co teraz? Coraz częściej słyszymy też popularny ostatnio dyskurs, że w branży jest kryzys, że nie da się zarobić. Właśnie w tym podcaście staramy się to trochę odczarować.
M: Czy nie macie wrażenia, że praktycznie co roku słyszymy: Teraz to już jest kryzys, że wszystko się skończyło?
K | A: Już lepiej nie będzie – jest coś takiego. Skoro więc nie ma co liczyć na poprawę, warto chwycić życie za rogi i, jak mówiła Magda, wsiąść na tę falę, żeby zobaczyć, gdzie nas zaprowadzi. Może zaprowadzić w naprawdę ciekawe miejsca, dać impuls do rozwoju stylu graficznego i do rozwoju osobistego. W naszych kreatywnych zawodach jedno z drugim idealnie się łączy.
Niech Magda i jej stylówki będą dla Was inspiracją. Zajrzyjcie koniecznie! Karla jest ich wielką fanką, co zresztą słychać. Czasem myśli sobie: Boże, jakbym się ubrała tak jak Magda, nie wyglądałabym tak dobrze. Jak ona to robi?
M: Dziewczyny, zawsze obie wyglądacie super!
K | A: Karla nie ma grzywki, musi ją sobie zrobić. Historia grzywki kiedyś też będzie musiała zostać opowiedziana, ale już nie dzisiaj.
M: Na razie pozostanie tajemnicą.
K | A: Tak jest. Magda, powiedz nam na koniec, gdzie można Cię znaleźć i śledzić na bieżąco to, czym się zajmujesz. Wszystko podlinkujemy w opisie odcinka.
M: Na pewno zapraszam do mnie na Instagram. Tam jest mnie najwięcej, zarówno na stories, jak i w postach. Powoli rozkręcam się też na TikToku, więc tam również zapraszam. Uczę się cały czas i staram się poznawać TikToka. Jestem też na LinkedInie i Facebooku, więc właściwie można mnie znaleźć wszędzie, gdzie kto woli. Staram się zaznaczać swoją obecność we wszystkich tych miejscach. Mam też swoją stronę internetową, ale ona służy głównie jako portfolio i miejsce z ofertą, więc osoby zainteresowane współpracą zapraszam właśnie tam.
K | A: Super, dzięki wielkie! Wszystkie linki znajdziecie pod odcinkiem, w opisie filmu. Zaglądajcie i podziwiajcie styl Magdy, bo jest co podziwiać. Bardzo serdecznie ściskamy i do następnego – także do historii o grzywce. Trzymaj się!
M: To ja dziękuję bardzo! Super było z Wami pogadać.
K | A: Dzięki wielkie za rozmowę. Do zobaczenia!
M: Cześć!