Dochodowe Studio Graficzne

Gdy grafik projektuje dla siebie. Dlaczego to najtrudniejszy projekt? – Studio Makaki – podcast #2.04

Karla i Ania | SHABLON Season 2 Episode 4

Wyślij do nas wiadomość, zadaj pytanie

Jak wygląda codzienna praca w dwuosobowym teamie projektowym? Jak dzielić się obowiązkami i kompetencjami? W tym odcinku podcastu rozmawiamy z Karoliną i Martą ze Studio Makaki.

Dziewczyny opowiadają o tym, dlaczego warto zlecić projekt komuś z zewnątrz (nawet jeśli same jesteśmy projektantkami) i co się dzieje, gdy gdy grafik projektuje...  dla siebie.

No właśnie, jak się miewa identyfikacja wizualna Twojego studia? Pewnie ląduje wiecznie na końcu listy zadań, gdzieś pomiędzy wystawianiem faktur a sprzątaniem pulpitu, prawda?

Jeśli masz poczucie, że szewc znowu chodzi bez butów, a Twoje brandingowe alter ego domaga się wreszcie uwagi, to ten odcinek jest dla Ciebie. Usłyszysz tu sporo o budowaniu współpracy, testach Gallupa, wątpliwościach, zaufaniu, a także o celebracji nowej identyfikacji SHABLONu.

Zapraszamy do słuchania i czytania: z kubkiem kawy i bez spiny! 🩷

W tym odcinku wspominamy:

K | A: Witamy Was serdecznie w kolejnym odcinku! Od niedawna możecie już dopasować nasze twarze do głosów, które słyszycie, dzięki temu, że nasz podcast ma formę wideo i możecie nas oglądać na YouTubie. Bardzo serdecznie zachęcamy osoby, które słuchają nas na Spotify albo na Apple Podcasts, żeby tam zajrzały i zobaczyły, jak wyglądamy. A wyglądamy niepozornie, ale mamy bardzo mądre rzeczy do powiedzenia.

Szewc bez butów chodzi, czyli… gdy grafik projektuje dla siebie

Chciałybyśmy zapytać Was, naszych słuchaczy, jak często brak Waszej własnej identyfikacji wizualnej, braki w prezencji online czy offline hamują Was przed tym, żeby aktywnie działać i robić dobry marketing? Czy czujecie, że szewc bez butów chodzi? Czy uwiera Was to, że nie macie wybranych kolorów, że nie macie dobranych fontów i że to zadanie zawsze ląduje na końcu listy? Jeśli tak, to dzisiaj mamy super gościnie, które opowiedzą nam o tym więcej i pomogą uporać się z tym problemem. Nam pomogły dosłownie, ale jeszcze nie zdradzamy wszystkiego.

Dzisiaj w naszym studiu goszczą Karolina i Marta ze studia Makaki, które – tak samo jak my – działają w duecie. Porozmawiamy o tym, jak wygląda codzienna praca w dwuosobowym teamie i dlaczego czasem najtrudniej jest stworzyć coś dla siebie. Cześć, dziewczyny!

Makaki: Cześć, dzięki za zaproszenie! 

K | A: Pogadamy sobie dzisiaj trochę o tym, jak wygląda współpraca, kiedy po drugiej stronie siedzi ktoś, kto też zna się na projektowaniu i co z tego wynika. 

Podział zadań i wspólna wizja

Może na początek opowiecie nam trochę o sobie i o tym, jak to się w ogóle zaczęło, że pracujecie razem.

Karolina: Tak jak powiedziałyście, jesteśmy studiem graficznym, duetem dwóch projektantek, a zarazem przyjaciółek. Od czterech lat wspólnie prowadzimy nasze studio brandingowe, w którym zajmujemy się głównie projektowaniem identyfikacji wizualnej, ale od kilku lat również projektowaniem stron internetowych. Jak to się zaczęło? Już na studiach pojawił się w naszych głowach taki pomysł. Studiowałyśmy razem, lubiłyśmy ze sobą współpracować i realizować wspólne projekty. Zauważyłyśmy wtedy, że naprawdę dobrze nam się razem pracuje, że mamy wspólne flow. I tak zaczęłyśmy myśleć: Kurczę, fajnie byłoby kiedyś wspólnie coś zdziałać. Oczywiście wiedziałyśmy, że to nie będzie od razu takie proste. Każda z nas przez jakiś czas pracowała na etacie. Ale ten pomysł cały czas w nas kiełkował. Udało się go zrealizować, gdy przyszedł dla nas odpowiedni moment – kiedy poczułyśmy, że etaty już nas trochę wypalają. U Marty ten moment przyszedł wcześniej, u mnie trochę później, ale w końcu stwierdziłyśmy: Dobra, poświęcamy się temu w pełni, stawiamy wszystko na jedną kartę i zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Marta: Warto też dodać, że u nas to wyglądało tak, że na początku pracowałam sama, mniej więcej przez dwa lata. Karola nie była jeszcze do końca przekonana, czy chciałaby przejść na swoje. Wciąż była na etacie. U mnie to się tak toczyło, że ilość zleceń była stała, ale w którymś momencie zaczęła się zwiększać. Taką decydującą chwilą dla mnie było stworzenie razem z Olą Foryś z White Rocks jej identyfikacji wizualnej. To zaowocowało dużą liczbą zapytań, które zaczęły spływać na maila. Pamiętam, że wtedy zrobiłyśmy z Karoliną takie spotkanie. Powiedziałam jej: Kurczę, jest naprawdę dużo tej pracy. Wiedziałam, że ona planuje odejść z etatu, ale jeszcze nie była do końca pewna, co zrobić. I właśnie wtedy zaproponowałam jej: Mamy zlecenia na jakieś 3–4 miesiące do przodu. Będziemy miały obie wypłaty. Jeśli chcesz, możemy zacząć robić to razem. Ale od razu mówię – nie mogę Ci zagwarantować, że po tych 4 miesiącach dalej będzie tak samo. Nie wiadomo, co będzie.

K | A: Co będzie dalej, nie wiadomo. Na razie jest perspektywa. 

Marta: Tak. Wykorzystałyśmy moment, żeby zacząć wspólnie pracować i rozmyślać nad tymi projektami. 

K | A:  Super. Wasza historia jest trochę podobna do naszej, bo my też tak się zbierałyśmy, zbierałyśmy, aż w końcu postawiłyśmy wszystko na jedną kartę. Nie siedziałyśmy jedną nogą na etacie, a drugą we własnym biznesie, tylko nastąpiło dość drastyczne odcięcie. Na początku miało to jakoś iść do przodu – nie wiem, jak było u Was – ale po tych trzech, czterech miesiącach nasze „źródełko” jednak wyschło i musiałyśmy inaczej podejść do tematu. Bo to wcale nie jest takie oczywiste, że te zlecenia będą się cały czas pojawiać.

Mówiłyście, że bardzo dobrze się rozumiałyście, że miałyście między sobą tę nić porozumienia i że decyzja o współpracy była dość intuicyjna. Czy dzisiaj też tak jest? Czy są u Was takie obszary, w których wymieniacie się kompetencjami, robicie różne rzeczy w ramach marki, czy może obie działacie równolegle i wspólnie pchacie do przodu te same projekty?

Karolina: Na początku wyglądało to tak, że faktycznie starałyśmy się robić każdy projekt razem. Kiedy pojawiał się nowy temat, rozkładałyśmy go na czynniki pierwsze i każda z nas dokładała swoją cegiełkę. Z tego powstawało coś wspólnego – wybierałyśmy najlepszą opcję i w nią szłyśmy. Z biegiem czasu ten podział zaczął się jednak naturalnie zmieniać. Zauważyłyśmy, że choć nasze kompetencje w dużej mierze się pokrywają, to jednak mamy różne preferencje. Obowiązki pozaprojektowe, czyli takie biurowo-promocyjne, też sobie podzieliłyśmy. Ja na przykład bardziej lubię biurowe rzeczy – pisanie umów, ogarnianie formalności. Wydaje się to nudne, ale przy pracy kreatywnej czasem doceniam, że mogę się na chwilę oderwać i zrobić coś bez intensywnego myślenia. Marta z kolei lepiej czuje się w social mediach, więc to ona głównie zajmuje się naszą komunikacją. Ja w tym się średnio odnajduję. Nie czuję się w tym naturalnie, więc samo jakoś tak wyszło, że ja ogarniam maile i umowy, a Marta prowadzi social media.

Jeśli chodzi o projekty, to i tutaj zaczęły się podziały. Są tematy, w których Marta czuje się lepiej, i takie, które bardziej pasują do mnie – czasem chodzi o styl, czasem o estetykę. Dlatego teraz gdy przychodzi nowy projekt, przypisujemy go jednej z nas. Ta osoba głównie go prowadzi, ale kluczowe decyzje, jak na przykład wybór konkretnej koncepcji do pokazania klientowi, podejmujemy wspólnie. Siadamy wtedy razem i omawiamy opcje, które według nas są najlepsze. 

K | A: To jest ogromny plus pracy w co najmniej dwie osoby. To zewnętrzne spojrzenie, które może pomóc uporządkować własne myśli, własne przemyślenia odnośnie projektu. Obdarzacie się dużym zaufaniem i nie jest to taki zewnętrzny ostracyzm czy ocena, której się zazwyczaj jako projektanci boimy. To jest ocena od przyjaciółki, więc to też jest bardzo komfortowe, prawda?

Marta: Tak. Myślę, że wbrew pozorom czasami jest nawet lepiej, że te podziały bardziej się u nas wykształciły i przypisujemy projekty do poszczególnych osób. Na początku obawiałyśmy się, że może to powodować jakieś konflikty – że jedna z nas bardziej przyjmie dany projekt, a druga będzie się czuła pominięta. Teraz, po tych kilku latach, mamy do siebie tyle zaufania, że nie stanowi to dla nas problemu. Wręcz przeciwnie – wydaje mi się, że to dużo lepsze rozwiązanie, bo dzięki temu mamy świeże spojrzenie w studio. Jeśli jedna z nas pracuje nad projektem zbyt długo, a druga w międzyczasie nad czymś innym, to możemy konfrontować swoje różne pomysły, co jest bardzo przydatne. Czasem, jeśli projekt nie idzie do końca po myśli tej jednej osoby, zdarzało nam się, że druga przejmowała dany projekt. I to jest super, bo ta druga osoba podchodzi do niego ze świeżą głową, bez frustracji czy poczucia, że już wyczerpała pomysły, które nie zostały zaakceptowane. Myślę, że to faktycznie duża zaleta pracy w duecie.

K | A: Tak się zdarza, szczególnie wtedy, gdy tworzysz jakiś projekt i coś, co Tobie się podoba, klient z tego nie wybiera. Czasem pojawia się wtedy takie poczucie: Co dalej? Dałam z siebie wszystko i nie wiem, co jeszcze mogę zaproponować. Uważam, że te dwa projekty, które powstały, były świetne, a jednak czujemy, że współpraca utyka. Właśnie wtedy, tak jak mówisz, super jest, gdy może wejść ktoś inny, kto wypatrzy coś nowego, być może znajdując rozwiązanie, które klient zaakceptuje.

Kompetencje, testy i poznawanie siebie Testy Gallupa i FRIS

A tak z ciekawości – czy sprawdzałyście też swoje kompetencje? Robiłyście test Gallupa albo FRISA?

Marta: Właśnie nie, ale myślę, że to jest przed nami. Chciałabym zrobić test Gallupa. Nawet rozmawiałam kiedyś o tym z Basią z Krzyżówki, z którą Wy też rozmawiałyście w ostatnim podcaście. Ona bardzo polecała ten test i mówiła, że dał jej dużo do myślenia. Do tej pory nie miałyśmy na to przestrzeni.

K | A: Wiadomo, to jest tak jak ze wszystkim – krążymy wokół jakiegoś tematu, aż w końcu przychodzi ten moment, kiedy stwierdzamy: Zróbmy to teraz, weźmy się za to. My kilka lat temu zrobiłyśmy w tym samym czasie test FRIS. Mimo że już znałyśmy się bardzo dobrze, bo przyjaźnimy się od studiów, to wykonanie tego testu było dla nas naprawdę ciekawe. Dał nam poczucie, że warto rozłożyć nasz proces współpracy na konkretne zadania – tak, żeby część spoczywała po jednej stronie, a część po drugiej. To bardzo nas ugruntowało w przekonaniu, że ogarniamy i że wszystko jest okej.

Dodamy jeszcze, że Gallup to bardziej indywidualne podejście – pozwala zobaczyć, jakie są moje własne mocne strony. Natomiast FRIS robiłyśmy z myślą o pracy zespołowej, żeby sprawdzić, jak bardzo w naszym teamie są obecne wszystkie potrzebne kompetencje. I faktycznie wyszło, że dwie z czterech ma Karla, a pozostałe dwa obszary uzupełnia Ania. Uśmiałyśmy się wtedy, że dobrałyśmy się jak w korcu maku. Polecamy FRIS jako narzędzie do teamowego sparowania, żeby zobaczyć, jak się układacie między sobą. A Gallup jako uzupełnienie, do głębszego poznania siebie samego.

A czy jest coś, co Wam sprawia trudność w pracy w duecie?

Karolina: Na pewno są trudniejsze momenty. Samo to, że jesteśmy przyjaciółkami prywatnie, też na to wpływa. Czasami ma to swoje dobre strony, bo dobrze się znamy i mamy większe wyrozumienie dla siebie nawzajem. Ale też na pewno w komunikacji bywa trudniej, bo niekiedy trudniej coś powiedzieć przyjaciółce niż osobie, która jest tylko współpracowniczką, z którą nie łączy nas jakaś bardzo bliska relacja. To ma dwie strony medalu – czasami jest fajnie, a czasami bywa trudno. W naszym przypadku, jeżeli chodzi o kompetencje graficzne, to faktycznie ich nie sprawdzałyśmy formalnie, ale czujemy, że dobrze się w tym uzupełniamy. Natomiast jeśli chodzi o kwestie osobowościowe, to jesteśmy w miarę podobne i to czasami też przysparza nam trudności. Obie mamy spokojne usposobienie, jesteśmy introwertyczkami, więc kiedy trzeba np. bardziej asertywnie wyjść do klienta, to żadna z nas nie przejmie tego bardziej, bo obie stresujemy się tak samo. Staramy się wtedy wspierać i pomagać sobie nawzajem, ale czasami faktycznie byłoby łatwiej, gdyby jedna z nas była bardziej przebojowa. Generalnie jednak wspieramy się i mamy wspólne zrozumienie dla siebie, więc to też jest bardzo cenne.

Marta: Myślę, że u nas kluczowe jest to, że po pierwsze mamy wspólną estetykę. Często bywa tak, że jak Karolina kupi sobie jakieś ubranie, to mówię: Ale fajne, też bym takie chciała! Albo jak przynosi coś do pracy, jakieś akcesoria – wiem, że 80% rzeczy, które jej się podobają, podobają się też mnie. Myślę, że to jest kluczowe pod kątem rozumienia się w projektach. To nie jest tak, że coś projektuję i to jest totalnie wbrew Karolinie – raczej mamy sporo wspólnych mianowników. Obie jesteśmy też raczej niekłótliwe, mamy takie charaktery, że nie lubimy konfrontacji. To czasem może być problematyczne, ale zawsze stawiamy na rozmowę.

Karolina: Nie dążymy do eskalacji tych konfliktów, tylko raczej staramy się je załagodzić i przegadać.

K | A: I to między sobą. A jeśli chodzi o klientów, to z tego, co obserwujemy Was w internecie, nie wygląda na to, żeby trafiały do Was jakieś bardzo trudne projekty – przynajmniej pod względem współpracy. Wydaje się, że macie naprawdę fajne klientki i klientów. Gdybyście mogły powiedzieć, z kim najczęściej pracujecie i dlaczego akurat na taką specjalizację się zdecydowałyście?

Karolina: Można zauważyć, że w dużej mierze współpracujemy z biznesami kreatywnymi, czyli takimi powiązanymi z branżą kreatywną. To są na przykład marki tworzące nowoczesne meble czy akcesoria dla dzieci – firmy, które mocno stawiają na design. Wygląd marki, estetyka produktów i jakość ich wykonania są dla nich bardzo ważne. Kreatywność przewija się w większości tych projektów i stanowi istotną wartość, więc to jest taki wspólny mianownik. Warto też wspomnieć, że w większości przypadków naszymi klientkami są kobiety.

Marta: Myślę, że cechą naszych klientów jest to, że często są wrażliwi nie tylko estetycznie, ale też pod względem charakteru. Komunikacja z nimi jest dla nas na pewno łatwiejsza, bo panuje większa wyrozumiałość. Nasi klienci często wybierają nas właśnie ze względu na naszą estetykę i podejście do świata, które mogą zaobserwować w social mediach. Dla nas to jest najbardziej komfortowa forma współpracy. Chociaż zdarza się, że współpracujemy też z większymi firmami, gdzie po stronie klienta jest brand manager do spraw social mediów – i wtedy ta komunikacja bywa bardziej oficjalna. To zawsze jest dla nas bardziej stresujące, chociaż staramy się do tego przyzwyczaić i zakładać, że druga strona również chce tej współpracy, że nie ma na myśli nic złego, tylko razem dążymy do wspólnego celu. Nie wiem, czy macie podobne doświadczenia, ale dla nas współpraca z jednoosobowymi działalnościami, bezpośrednio z właścicielami marek, jest zazwyczaj bardziej komfortowa. Łatwiej się wtedy porozumieć, a także przedstawić projekty i pracować nad poprawkami.

K | A:  Zdecydowanie. Komunikacja jest łatwiejsza, bo po stronie klienta jest mniej osób. Wtedy wszystko szybciej się dzieje – to jedna rzecz. Natomiast druga jest taka, że tym osobom po prostu bardzo zależy na tym, żeby projekt dobrze wyszedł, żeby był estetyczny i dobrze działał. W związku z tym, że są bezpośrednio związani ze swoim biznesem, to naprawdę zależy im na tym, żeby wszystko zakończyło się sukcesem. I do tego dążą. Przy większej firmie trochę się to jednak rozmywa.

Gdy grafik projektuje dla siebie: o trudnościach i wątpliwościach

K | A:  Ale w świetle tego, co powiedziałyście o biznesach kreatywnych, to pewnie nie zdziwiło Was aż tak bardzo, kiedy pewnego dnia znalazłyście w swojej skrzynce mailowej zapytanie o współpracę od nas. Czy byłyście zdziwione, że ono przyszło właśnie od nas?

Marta: Myślę, że byłyśmy trochę zdziwione. Może nawet nie samym faktem, że do nas napisałyście – bo wcześniej mijałyśmy się na Instagramie czy w jakichś prywatnych rozmowach – a bardziej treścią tego maila. Zaskoczyło nas, że chodziło o współpracę graficzną i to stricte nad Waszym wizerunkiem. To było dla nas pewnym zaskoczeniem.

Karolina: Szczególnie że dużo działamy w branży kreatywnej, ale jeszcze nigdy nie pracowałyśmy dla innego studia graficznego. Nie miałyśmy takiej bliskiej współpracy w obrębie naszej branży, więc to było dla nas lekkim zaskoczeniem. Pomyślałyśmy: O, dziewczyny przecież mogłyby zrobić to same, a jednak piszą do nas, więc coś tutaj jest na rzeczy.

K | A: Właśnie, dobrze to powiedziałaś – niby mogłyby sobie same zrobić, ale kiedy dochodzi do tworzenia materiałów dla siebie, okazuje się, że to wcale nie jest takie łatwe. To właśnie dziewczyny ze studia Makaki zaprojektowały nasze logo, które już od jakiegoś czasu funkcjonuje, ale czekałyśmy z ogłoszeniem jego premiery właśnie na ten odcinek, który dziś nagrywamy. Dziś celebrujemy fakt, że po dziewięciu czy dziesięciu latach na rynku nasze logo wreszcie spełnia nasze oczekiwania. Możemy szczerze przyznać, że to pierwsze było zrobione trochę „na kolanie” i bez większego poświęcenia czasu temu tematowi. Nigdy nie miałyśmy przestrzeni, żeby naprawdę usiąść i zająć się sobą. To jest duży problem w naszej branży – że szewc bardzo często chodzi bez butów, bo priorytetem są zadania dla klientów, a nie te związane z naszym własnym wizerunkiem.

Czy szybko stworzyłyście swoją identyfikację wizualną, czy też to zajęło Wam chwilę? Czy też traktowałyście to trochę po macoszemu, z braku czasu albo przestrzeni, żeby się tym zająć tak dogłębnie?

Marta: Na pewno można powiedzieć, że my same nie mamy identyfikacji wizualnej przygotowanej tak dobrze, jak robimy to dla naszych klientów. Nie mamy wszystkiego posegregowanego w folderach, nie mamy sztywnych szablonów czy konkretnych elementów. Myślę, że nasza identyfikacja jest w tej chwili częściowo rozproszona – trochę na naszych komputerach, a trochę w naszych głowach. Wiemy, jak to ma działać, ale na pewno nie jest to przygotowane w taki sposób, żebyśmy mogły łatwo oddelegować komuś jakiekolwiek prace wizerunkowe.

K | A: Gdybyście miały zacząć współpracę z kimś, kto miałby dla Was tworzyć materiały reklamowe, to najpierw musiałybyście poświęcić kilka dobrych dni na zebranie wszystkich materiałów z różnych folderów, uporządkowanie ich i spisanie wszystkiego w jednym miejscu.

Karolina: Dokładnie. Ta identyfikacja trochę tworzy się u nas w sposób organiczny. Czasem coś zaprojektujemy, podoba nam się, wrzucamy to na przykład na social media, ale potem kolejny post ma już jakieś inne elementy, dokładamy coś nowego. Ciężko jest samemu w pełni nad tym zapanować, bo – tak jak Marta wspomniała – mamy to wszystko trochę porozrzucane. Dokładamy kolejne rzeczy i choć jest to spójne, bo mamy ustaloną pewną bazę, to mimo wszystko nie jest to przygotowane tak, jak przygotowujemy to dla naszych klientów – gdzie wszystko jest posegregowane, opisane i uporządkowane. Więc tak, w tym przypadku faktycznie szewc trochę chodzi bez butów.

K | A:  U nas było podobnie, bo tworzyłyśmy przez jakiś czas różne inicjatywy – mentoring dla graficzek, podcast, w którym się dzisiaj spotykamy. Doszłyśmy do momentu, w którym stwierdziłyśmy, że jest tego za dużo. Same widziałyśmy i czułyśmy, że mamy w tym bałagan i że musimy w końcu to uporządkować. Wtedy odezwałyśmy się do Was.

Czy mogłybyście teraz przybliżyć naszym słuchaczom, jak do tego podeszłyście, kiedy poprosiłyśmy Was o pomoc w uporządkowaniu naszej identyfikacji? Na początku zrobiłyście taką bardzo potrzebną analizę – szczególnie dla kogoś, kto ma bałagan w marce i rozrasta się trochę niekontrolowanie, tak jak u nas, gdzie rzeczy pojawiały się, potem znikały, wracały... To takie organiczne rozrastanie się bez jasnego kierunku. A ten kierunek u nas nie do końca jest przewidywalny. Jednego dnia wpada nam do głowy wspaniały pomysł na kurs i czasem naprawdę trudno przewidzieć, w którą stronę to wszystko pójdzie. Miałyście naprawdę trudne zadanie, bo my same nie potrafiłyśmy tego kierunku wyznaczyć i spojrzeć na wszystko z zewnątrz. Właśnie dlatego zdecydowałyśmy się na Waszą pomoc. Bardzo nam pomogłyście.

Chciałybyśmy, żebyście opowiedziały o tym być może także dla dziewczyn, które dzisiaj same się męczą i myślą: Przecież jestem graficzką. Powinnam sama sobie to zrobić. Nie pójdę do kogoś z branży, bo to jakiś obciach, że muszę kogoś prosić o pomoc. Dziewczyny, jak to wygląda w praktyce?

Karolina: Zgadzam się, że to jest bardzo trudne, ale to też kwestia honoru. Myślimy: Nie pójdziemy do kogoś innego, bo przecież sami powinniśmy to zrobić. Tylko że w tym przypadku brakuje dystansu do własnej pracy. Do tego dochodzi u nas perfekcjonizm. Mamy wiele pomysłów, każdy wydaje się super, ale ciężko wybrać jeden, przez co wszystko się rozmywa. Brakuje spojrzenia z dystansu i oceny, co jest naprawdę dobre, a co może niekoniecznie. I właśnie tutaj, w przypadku współpracy z Wami, starałyśmy się podejść tak, jak zawsze podchodzimy do innych naszych klientów. Oczywiście czułyśmy też trochę presję, że to jest branża graficzna i może nam być ciężko ten dystans złapać, ale mimo to starałyśmy się podejść jak do innych marek.

Zaczęłyśmy, tak jak przy innych współpracach, od analizy marki – wzięłyśmy wszystkie miejsca, gdzie się pojawiacie, czyli Instagram, social media, stronę internetową, newsletter. Zebrałyśmy wszystkie nośniki i starałyśmy się je uporządkować. U Was to dzieli się na wiele odnóg specjalizacji i gałęzi działalności. Starałyśmy się je wszystkie zebrać, żeby zobaczyć, ile faktycznie tych odnóg jest i które się najbardziej wybijają. Po tej analizie wyszło nam, jakie wartości i najważniejsze Wasze cechy powinnyśmy podkreślić w logo. Zrobiłyśmy również analizę, w jakim kierunku w przyszłości może pójść ta identyfikacja. Ten etap jest naprawdę istotny. Klienci czasem myślą, że trzeba od razu przejść do projektowania i po co tracić czas na analizy, które mogą się wydawać niepotrzebne. Ale na tej analizie stoi cała identyfikacja. Jeśli tej bazy nie zrobimy wcześniej, to identyfikacja jest działaniem po omacku. Naszym zdaniem to jest bez sensu, bo wartości się rozmywają i nie wiemy, na czym oprzeć tę identyfikację. Więc ten pierwszy, analityczny etap jest bardzo ważny i staramy się to zawsze tłumaczyć, bo bez niego kolejne działania będą bezcelowe.

K | A:  Czyli jeśli jestem graficzką i chciałabym sama dla siebie coś zaprojektować, to powinnam najpierw przeprowadzić taką analizę. Zastanowić się, o co mi chodzi, jakie mam wartości, z kim chcę pracować, jaką mam ofertę. Dopiero na podstawie tych wszystkich przemyśleń można działać z szatą graficzną.

Karolina: Dokładnie. Myślę, że wielu projektantów tak robi – najpierw przygotowujemy brief dla klienta. Wam też dałyśmy do wypełnienia taki zestaw pytań. Dotyczyły one wartości, kierunku działania marki, tego, jak widzicie to w przyszłości, jakie cechy chcecie podkreślać, co jest dla Was najważniejsze i z czym się identyfikujecie. Ten zestaw pytań pomaga nam wejść w buty klienta, spojrzeć na markę jego oczami. I właśnie to radzimy wszystkim, którzy czują się zagubieni czy miotają się w działaniach graficznych – żeby wrócili do źródeł, czyli do zbriefowania samego siebie i swojej marki. Określcie, co jest najważniejsze, co trzeba podkreślić, a co można odrzucić. 

K | A: Czy w trakcie naszej współpracy czułyście, że praca z kimś z tej samej branży przebiega inaczej? A może było to dla Was dokładnie tak samo, jak przy współpracy z każdym innym klientem?

Marta: Myślę, że możemy Wam zdradzić, że jak zobaczyłyśmy tego maila od Was, to miałyśmy taką wewnętrzną dyskusję. Bo to potencjalnie mogła być bardziej problematyczna sytuacja niż współpraca z klientem, który nie jest z branży, nie ma doświadczenia w projektowaniu, nie wie do końca, czego chce, ale będzie nam ufał i ta współpraca będzie bardziej od nas zależna. Dlatego zastanawiałyśmy się, jak to będzie. Ale stwierdziłyśmy, że skoro wiemy, że nas obserwujecie, że rozmawiałyśmy też kilka razy przez social media, to wiecie, na co się piszecie i że warto podjąć to ryzyko. Liczyłyśmy, że to się raczej przerodzi w coś fajnego, bo wydaje nam się, że to jest taka skrajna sytuacja, która może być albo podwójnie plusem, albo podwójnie minusem. To było pewne ryzyko, które podjęłyśmy.

K | A: Krótko mówiąc, obawiałyście się, że zaczniemy Wam mówić, jak macie projektować, haha! A tymczasem chodziło o coś zupełnie innego – żeby zdjąć z siebie tę odpowiedzialność i przekazać ją komuś innemu. To też jest bardzo uwalniające. Bo jeżeli przychodzimy do projektanta z założeniem, że wiemy dokładnie, co ma zaprojektować, to taka współpraca – niezależnie od tego, czy jesteśmy z branży, czy nie – będzie trudna. Mówienie komuś, co ma zrobić, kiedy już mamy swój gotowy pomysł, trochę mija się z celem. Za chwilę AI pewnie będzie w stanie zrobić dokładnie to, co mamy w głowie. Ale jeśli zależy nam na zewnętrznym spojrzeniu, to tym bardziej trzeba oddać pałeczkę, nie wtrącać się i zostawić projektantowi autonomię.

Dzięki Wam miałyśmy też komfort, że mogłyśmy na początku zawęzić pewne myśli, a dopiero potem wybierać. Bo tak jak powiedziałyście – tych pomysłów jest mnóstwo. My też je miałyśmy, ale wpadłyśmy w klasyczny problem decyzyjności: skoro jest tyle opcji, to trudno zdecydować się na jedną. Kiedy zawęziłyście nam możliwości do A lub B, to wszystko zaczęło się klarować. Od razu byłyśmy bliżej pewnych decyzji i koncepcji. I to naprawdę super zadziałało. W sumie chyba bardzo szybko podjęłyśmy decyzję. Jak tylko zobaczyłyśmy A albo B, to już obie wiedziałyśmy. I całe szczęście, że się zgadzamy. Gorzej by było, gdybyśmy musiały markę rozdzielać na dwie osobne. Także ta trudność w budowaniu własnego wizerunku nie polega na braku nadania mu priorytetu. Bo jeśli już zdecydujemy, że to jest ważne, to w końcu ruszymy i się tym zajmiemy. Tu chodzi bardziej o trudność w spojrzeniu na własną markę z dystansu. A to, prowadząc firmę przez jakiś czas, staje się praktycznie niemożliwe.

A chcecie wiedzieć, co nas zaskoczyło?

Marta: Tak. Nawet zapisałyśmy sobie takie pytanie do Was. 

K | A:  Nas zaskoczyło to, ile rzeczy widać na zewnątrz, podczas gdy ona cały czas ma przeświadczenie, że po prostu skreśla zadania z listy. Kiedy zrobiłyście analizę, okazało się, że na różnych frontach jest ogrom wykonanej pracy. Karla była zaskoczona i powiedziała: O kurczę, to ja naprawdę z Anią tyle robię? Gdzie? Kiedy? Siedząc wewnątrz tego wszystkiego, nie ma się tej świadomości. Dlatego byłyśmy pod dużym wrażeniem tej analizy i tego, ile czasu poświęciłyście, żeby to wszystko zebrać i uporządkować.

Wtedy pomyślałyśmy sobie, że to był naprawdę bardzo dobry pomysł, żeby się do Was zwrócić. Później już wszystko poszło tak sympatycznie i gładko, że te decyzje wypływały jedna z drugiej, druga z trzeciej – i nie było żadnego momentu zawahania się. Dlatego z całego serca polecamy współpracę z innym projektantem czy projektantką. To jest naprawdę uwalniające i dodaje skrzydeł. Trochę jest tak, że zrzucamy z siebie ciężar. Pojawia się poczucie lekkości. Wtedy rodzi się pomysł: Kurczę, to logo jest teraz takie fajne – może je zanimujemy? Bo skoro już jest tak dobre, to może warto pójść o krok dalej. Tak było u nas. Powstała animacja, która jest też widoczna dla słuchających na końcu tego odcinka.

Inspiracje z podróży i życia offline

A powiedzcie jeszcze, jak u Was wygląda temat rozwoju? Skąd czerpiecie inspirację? Jak tworzycie projekty? Skąd bierzecie tę kreatywną siłę?

Karolina: U nas to dość nieoczywista kwestia. Oczywiście, kiedy szukamy konkretnych rozwiązań, to przeglądamy inspiracje. Często sięgamy po Pinterest, Behance czy inne źródła pełne różnorodnych pomysłów. Ale bardzo często pomysły czerpiemy z podróży, bo obie jesteśmy ciekawe świata i sporo jeździmy. Szczególnie podczas zagranicznych wyjazdów uwielbiamy oglądać witryny sklepowe albo szyldy. Zawsze coś nas zaskoczy – jakaś nietypowa typografia, ciekawe kolory. Robimy wtedy zdjęcia takich witryn czy szyldów, kolekcjonujemy je w telefonie albo przesyłamy sobie nawzajem jako inspiracje. Lubimy też „oględziny” w sklepach, na przykład opakowań. Różne regiony mają swoje graficzne trendy czy zasady projektowania, które u nas nie są aż tak powszechne. I często inspirujemy się właśnie takimi mniej oczywistymi rzeczami, jak na przykład połączenia kolorystyczne – patrzymy na krajobraz, zachwycamy się połączeniem kolorów i intuicyjnie te zestawienia potem wchodzą nam do projektów. Wiadomo, że kiedy siedzimy przy komputerze, to najbardziej podręczne są dla nas różne portale, które zbierają graficzne bazy i tam oczywiście też szukamy inspiracji. Ale właśnie te z podróży albo muzeów czy wystaw, też bardzo często nam towarzyszą.

K | A: Pięknie. Te podróże to nieoczywista sprawa, bo trzeba mieć naprawdę niezłą wyobraźnię, żeby umieć przełożyć krajobraz czy choćby witrynę sklepową na projekt. To już taki wyższy poziom.

Czy jako projektantki macie poczucie, że ciągle się rozwijacie i chcecie się rozwijać? Czy może pojawia się u Was taki moment, że myślicie: Mamy już ugruntowaną pozycję, pracujemy z fajnymi markami, jest wystarczająco dobrze? Czy jednak gdzieś w tle tli się poczucie, że to jeszcze nie koniec – taki głód dalszego rozwoju?

Marta: Myślę, że ten głód mamy zawsze. Choć czasem to bywa też przytłaczające – bo ile można się tak intensywnie rozwijać? Pierwsze półrocze mamy właśnie spokojne, ale drugie zapowiada się dla nas raczej trudne, chociażby dlatego, że będziemy zmieniać biuro. To miejsce, w którym jesteśmy od zawsze, więc na pewno przyniesie nam to sporo wyzwań – chociażby znalezienie nowego miejsca dla siebie. Jeśli chodzi o rozwój, to jesteśmy ciekawe tego, co się zmienia w branży i staramy się na bieżąco aktualizować wiedzę. Brałyśmy udział w różnych konferencjach, miałyśmy też okazję przerobić kursy od dziewczyn z Design Practice. Każda z nas czasem coś wyłapie – czasem przez przypadek, przeglądając internet i potem do tego dąży.

Dużą rolę w naszym rozwoju odegrały mentoringi, które miałyśmy okazję odbyć. Dwa razy brałyśmy udział w mentoringach w ramach STGU. Pierwszy, ze studiem Podpunkt, trafił nam się w idealnym momencie – właśnie kończyłam pracę freelancerką i zaczynałyśmy funkcjonować jako studio. I ten mentoring bardzo nam pomógł poukładać różne wewnętrzne sprawy: jak dzielić się obowiązkami, jak organizować dokumenty itd. To spojrzenie z zewnątrz bardzo nas rozwinęło. Drugi mentoring miałyśmy mniej więcej rok temu, z Tomkiem Maciągiem. On skupił się bardziej na naszej strategii i umiejętnościach biznesowych. A to są takie rzeczy, których często nie da się nauczyć ani na studiach, ani nawet pracując na etacie. Więc tak – rozwojowo cały czas coś się u nas dzieje. Takimi małymi krokami uzupełniamy swoją wiedzę. Mamy poczucie, że nasza branża nigdy się tak naprawdę nie zatrzyma. Ona cały czas się rozwija i trzeba za tym nadążać.

Karolina: Miałyśmy też ciekawą rozmowę na ten temat. Na początku trochę się obawiałyśmy, że prowadząc własne działalności, łatwo można się zatrzymać w rozwoju. Bo jest tyle pracy dla klientów, że nie zawsze jest motywacja, żeby iść dalej. W firmach czasem są odgórne szkolenia, które tę motywację podtrzymują i bałyśmy się, że u nas może tego zabraknąć. Jednak doszłyśmy do wniosku, że czas, kiedy prowadzimy studio, jest dla nas okresem największego rozwoju. Bo tak naprawdę uczymy się nawzajem od siebie. Każda z nas robi coś ciekawego, a nasze pomysły się fajnie miksują i rodzą się nowe rozwiązania. Więc oprócz kursów, webinarów czy mentoringów, ta nauka od siebie – gdzie każda ma inne kompetencje – jest dla nas niezwykle istotna.

K | A: Fajnie, że wspomniałyście o tych dwóch odnogach wiedzy – zarówno projektowej, jak i biznesowej – które rozwijacie równolegle. Na własnej działalności trochę trudniej jest wydać pieniądze na własną naukę. Bo jeśli pracujemy na etacie, często jest jakiś firmowy budżet albo ktoś nas odgórnie kieruje na szkolenia, i wtedy z tego korzystamy. A kiedy działamy solo, czy w duecie, to te środki często musimy wyłożyć z własnej kieszeni. Chociaż są też różne inne możliwości – wystarczy się trochę rozejrzeć i być bardziej upartym oraz przenikliwym w dążeniu do własnego rozwoju.

Karolina: Tak, zgadza się. Czasami pojawia się rozterka, czy wyłożyć te pieniądze, czy nie, czy inwestycja się zwróci, czy nie. Myślę jednak, że dobrze to zauważyłyśmy podczas jednego z kursów. To był pierwszy kurs, który robiłam od dziewczyn z Design Practice, dotyczący projektowania stron. To była dziedzina, która mnie bardzo interesowała, ale jednocześnie trochę się jej bałam. Myślałam, że może sobie nie poradzę, bo to bardziej techniczne – trzeba dobrze przemyśleć strukturę strony, logikę, układ i tak dalej. Wydawało mi się to trudne. Po ukończeniu kursu zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle będę miała okazję tworzyć takie strony, czy dostaniemy takie zlecenia i czy wykorzystam te umiejętności. Okazało się jednak, że to stało się równoległą gałęzią naszych usług. Duża część projektów, które realizujemy, to właśnie strony internetowe. Kurs praktycznie od razu się nam zwrócił, więc warto było w niego zainwestować. To dobra wskazówka na przyszłość: nie bać się inwestować w rozwój, a potem starać się wykorzystać te nowe umiejętności, nie zapominać o nich, tylko wplatać je w pracę. Wcześniej czy później każda taka inwestycja ma szansę się zwrócić.

Marta: To jest ciekawe, bo z kolei ja nigdy nie interesowałam się stronami internetowymi. Nawet widziałam, że dziewczyny robią ten kurs, ale zupełnie nie przyszło mi do głowy, żeby wziąć w nim udział. I któregoś dnia Karolina przychodzi do pracy i mówi: Widziałam taki kurs, a ostatnio mamy trochę mniej pracy. To ja bym sobie zrobiła ten kurs, ale zapłaciłybyśmy za niego z firmowych pieniędzy. Co Ty na to? Nie mamy jeszcze własnej strony internetowej. Może to będzie dobra motywacja, żebyśmy w końcu ją zrobiły, bo tak to chyba nigdy się za to nie zabierzemy. Po namyśle odpowiadam: Dobra, jak chcesz, to rób, ale mnie to zupełnie nie interesuje. A potem wyszło, jak wyszło.

K | A: I rzeczywiście zrobiłyście ten projekt w trakcie kursu, prawda? Klasycznie – szewc bez butów chodzi i tym razem bez własnej strony.

Karolina: Chodziłyśmy bez strony, ale w końcu pojawiła się motywacja. Wiedziałyśmy, że kurs ma określone ramy czasowe i trzeba było zrobić projekt na zaliczenie. Nie odkładałam tego w czasie, tylko musiałam się zmobilizować. Pamiętam nawet, że podczas majówki siedziałam i pracowałam nad stroną. W końcu powstała, a kiedy już był gotowy projekt, szkoda było go nie wdrożyć. Wystarczyło później znaleźć osobę, która zajmie się wdrożeniem – i to się udało. Od tamtej pory nasza strona jest obecna w internecie, więc poszło całkiem dobrze.

Marta: Mało tego – bardzo szybko okazało się, że klienci, dla których tworzyłyśmy brandingi, często nie mieli jeszcze własnych stron. My wtedy nie oferowałyśmy projektowania stron, a oni nie zdążyli też zlecić tego nikomu innemu. Choć oficjalnie nie ogłaszałyśmy, że zajmujemy się tworzeniem stron, to już przez nasze social media komunikowałyśmy informacje o naszej stronie, dzięki czemu zaczęli do nas zgłaszać się nasi wcześniejsi klienci. Mówili, że skoro robimy już strony, to oni też by chcieli, żebyśmy im coś zaprojektowały. To było dla nas zaskakujące, jak naturalnym przedłużeniem naszej ścieżki projektowej okazały się strony internetowe. Z perspektywy czasu wydaje się wręcz dziwne, że wcześniej o tym nie pomyślałyśmy. Dlatego fajnie, że Karolinie przyszło to do głowy, bo ja sama bym tego nie ogarnęła. Jestem bardziej chaotyczna, a Karolina uporządkowana – dlatego to ona zajmuje się u nas dokumentami. Dla mnie to jest trudniejsze. Projektowanie stron jest dla mnie okej, kiedy mam zaprojektować np. landing page. Poza tym mogę być osobą, która odbija pomysły albo bardziej brandingowcem – takim, który ustawia pewne elementy, żeby wizerunek wyglądał sensownie. Natomiast jeśli chodzi o porządkowanie na przykład struktury strony, to nie mogłabym świadczyć tego typu usług. 

K | A: Ale zdaje się, że Ty akurat bardzo dobrze czujesz się w princie i w dobieraniu materiałów do druku, prawda? Karla zawsze zazdrościła Wam prezentacji projektów – tego, że miałyście tak pięknie obfotografowane brandingi, które faktycznie zostały wyprodukowane. One naprawdę mają u Was namacalną formę. U nas, gdzie pracujemy głównie z klientkami prowadzącymi biznesy online, w zasadzie nie dochodzi do produkcji tych materiałów. Karla zawsze sobie myślała: Matko, jakie to musi być fajne, żeby móc tak dotknąć swojej pracy w rzeczywistości. Być może właśnie w tym tkwi Twój talent.

Marta: Tak, dokładnie. Myślę, że każda z nas ma swoją specjalizację. Te printy faktycznie dają dużo satysfakcji. To takie namacalne dotknięcie swojej pracy. Na przykład, kiedy projektowałyśmy jakiś produkt z etykietą, to zupełnie inne uczucie, gdy ten produkt wychodzi poza ekran monitora.

K | A:  A powiedzcie, co u Was? Oprócz zmiany biura, co jeszcze czeka Was w najbliższym półroczu? Gdzie można Was znaleźć? Jak można z Wami nawiązać współpracę, będąc projektantką lub nie?

Marta: Jeśli chodzi o to, gdzie można do nas trafić, to najświeższe informacje zawsze znajdziecie na naszym Instagramie. A jeśli ktoś chciałby więcej poczytać o naszych projektach czy o procesie projektowym, to szerzej opisujemy to na naszej stronie internetowej. Najlepiej śledzić nas na Instagramie lub zajrzeć na www.makakistudio.com – to są dwa kanały, które używamy najaktywniej. Czasem pojawiamy się też na innych platformach, ale tam raczej okazjonalnie.

K | A:  Wszystko podklinkujemy w opisie odcinka. A czy macie może jakieś rady dla graficzek, które myślą o tym, żeby połączyć siły i współpracować z kimś, zamiast działać solo?

Karolina: Jeśli chodzi o rady, szczególnie dla osób, które jeszcze studiują albo się uczą – wiemy, że na studiach artystycznych często jest tak, że ludzie wolą pracować indywidualnie, każdy ma swój styl i chce tworzyć samodzielnie. Jednak u nas sprawdziło się coś innego – praca grupowa, nawet w takim dwuosobowym teamie. Jak widać, wyszło z tego coś fajnego, bo prowadzimy studio. Nie warto bać się współpracy, bo dzięki niej można sprawdzić, czy z daną osobą dobrze się współpracuje i czy w ogóle odnajdujemy się w pracy zespołowej. U nas na przykład Marta lepiej się odnajduje w teamie niż wtedy, gdy była freelancerką i pracowała sama. Tego właśnie dowiedziałyśmy się na studiach. Polecamy, żeby poza pracą indywidualną czasem spróbować połączyć siły, bo z tego często wychodzą ciekawsze pomysły. A jeśli już mamy taką osobę i pomysł na współpracę, warto zweryfikować, jak faktycznie się dogadujemy – najlepiej na otwartej zasadzie, już zawczasu rozmawiając szczerze o problemach i obawach.

K | A: Czyli zrobić taki krok wyprzedzający. 

Karolina: Tak, czasem dzielimy się ze sobą obawami i przedyskutowujemy je razem. Jesteśmy raczej zapobiegawcze, a czasami może nawet obgadujemy coś na wyrost.

Marta: Nie czekamy, aż wybuchnie, bo to jest w sumie najgorszy moment. 

Karolina: Dzięki temu unikamy wielu nieporozumień. Nam oczywiście pomaga to, że znałyśmy się już wcześniej, ale jeśli są dwie osoby, które marzą o stworzeniu takiego teamu czy studia, to warto, żeby dały sobie przestrzeń na otwartość i szczere rozmowy o wszelkich obawach, nawet tych dopiero kiełkujących. Ważne, żeby je omówić i mieć jasność, na czym się stoi.

Marta: Jeszcze nie wspomniałyśmy o naszym małym eksperymencie, który zrobiłyśmy. Bo tak naprawdę w momencie, kiedy przechodziłyśmy z formy jednej osoby freelancerskiej na nasze studio, postanowiłyśmy najpierw trochę popracować incognito. To wyglądało tak, że ja miałam projekty zaplanowane na cztery miesiące do przodu i powiedziałam Karolinie: Podzielę się z Tobą pieniędzmi, ale zróbmy taki eksperyment, żeby zobaczyć, czy w ogóle potrafimy ze sobą siedzieć w biurze przez osiem godzin dziennie. Bo to jednak coś innego niż spotkania na planszówki, muzeum czy kawkę, kiedy rozmawiamy o codziennym życiu, a nie o pracy. I rzeczywiście zrobiłyśmy taki test – zaczęłyśmy pracować razem, ale klienci jeszcze o tym nie wiedzieli. Formalnie to ja łączyłam się z klientami, ale współpracowałyśmy razem, tak jakby Karolina była podwykonawczynią. Były zabawne sytuacje, kiedy siedziałam z laptopem, z poważną miną rozmawiałam z klientami, a Karolina po drugiej stronie słuchała wszystkiego, żeby nie trzeba było jej później streszczać spotkania – bo to nie miałoby sensu.

Myślę, że ten eksperyment dużo nam dał. Mogło się przecież okazać, że to jest dla nas męczące. Odbyłyśmy wtedy ze sobą szczerą rozmowę – że nie chcemy poświęcać naszej przyjaźni tylko po to, żeby za wszelką cenę zamienić ją w pracę. To było dla nas ważne: żeby to działało, ale tylko wtedy, kiedy obie naprawdę dobrze się z tym czujemy. Dopiero po tych kilku miesiącach zdecydowałyśmy się, że to działa, więc wymyśliłyśmy nazwę studia i tak dalej.

K | A: Super. Bardzo mądre podejście. Zrobiłyście sobie taki okres próbny. Ale tak jak mówicie o tym robieniu kroków wyprzedzających i przegadywaniu różnych spraw, to zdziwiłabym się, gdyby było inaczej – gdybyście postąpiły inaczej. To bardzo do Was pasuje, do Waszego podejścia. 

My jesteśmy dodatkowo rodziną, więc mamy wszystkie możliwe skomplikowania. Ania jest żoną brata Karli, więc spotykamy się 12 godzin na dobę. Różne rzeczy robimy razem. W każdym razie zawsze są plusy, zawsze są minusy. Trzeba tylko umieć sobie z tymi minusami radzić i wtedy wszystko może bardzo dobrze działać. Często słyszymy, że fajnie mamy, że pracujemy w duecie. I rzeczywiście, tak jak dziewczyny mówiły, jeśli jest możliwość nawiązania współpracy z kimś, żeby się wspierać w tym biznesie – który nie jest łatwy i nie jest czymś intuicyjnym dla każdej z nas – to zdecydowanie warto. Warto zaproponować komuś współpracę, zarzucić gdzieś tę wędkę i przekonać się, co z tego wyniknie. Bo mogą wyjść naprawdę piękne rzeczy, jak miałyśmy dziś okazję usłyszeć i zobaczyć.

Bardzo Wam dziękujemy za tę rozmowę, za tę zachętę i wszystkie słowa, które mobilizują do tego, żeby poszukać dla siebie opcji i z większym przekonaniem wejść w taki proces. Słyszymy się gdzieś w internecie, widzimy się na Instagramie!

Marta: I zapraszamy do oglądania logo!

K | A: Tak, jest! Proszę nie wyłączać, nie regulować odbiorników. Za chwilę będzie nasze logo w genialnej animacji od dziewczyn ze studia Makaki. Do usłyszenia!